W eskapadzie oprócz mnie, wzięło udział 12 osób wliczając w to przewodnika, zaprawionego już w tego typu rowerowych wyjazdach w najodleglejsze zakątki świata.
Na 13 osób było 5 kobiet a znakomita większość uczestników, oprócz mnie i przewodnika nie dobiła jeszcze do 30-tki, byli albo studentami albo zaraz po ukończeniu studiów.
Trasa wyprawy wiodła od Splitu, gdzie dotarliśmy z Polski koleją, promem na wyspę Korculę, przez całą wyspę, następnie promem na półwysep Peljesac, przez cały półwysep docierając do szosy adriatyckiej i nią ponad 50 km aż do Dubrownika. To było tylko preludium. W Dubrowniku zaczęła się prawdziwa przygoda, z niego wyruszamy przez góry Bośni i Herzegowiny, przejeżdzamy przez miasta takie jak Trebinija i docieramy do granicy Czarnógory. Następnie wielokilometrowym zjazdem docieramy do Niksica, zwiedzamy klasztor Ostrorog, wykuty w skale na wysokości ponad 900 m n.p.m a stamtąd kierujemy się do jeziora zaporowego na rzece Piwie. Tu rozpoczyna się morderczy podjazd, serpentynami i wykutymi w skale tunelami na płaskowyż, bedący przedpolem Parku Narodowego „ Durmitor”.Stąd brnąc uparcie w góre osiągamy granice parku. W parku spędzamy 3 dni, bo na tyle mieliśmy zapas wody, a wodę cały czas woziliśmy ze sobą, właściewie w pocie czoła musieliśmy ja każdego dnia transportować kilometrami coraz wyżej i wyżej. Spaliśmy cały czas w namiotach a gotowaliśmy albo na butli gazowej albo na otwartym ognisku.
W Parku Narodowym spędzamy 2 noce, towarzyszą nam tylko owce, tudzież pasterze, którzy zjawili się skasować od nas za nocleg parę Euro, ponieważ teren na którym rozstawiliśmy namioty wynajęli oni od parku narodowego na wypas prywatnach owiec.
Zdobywamy Bobotov Kuk, wejście z 1700 m na 2500 m, bez odpoczynku, zajmuje nam 2,5 a zejście 1,5 godziny, schodzimy już w ciemnościach, ledwo odnajdując skąpo znakowaną scieżkę. Następnego dnia wjeżdzamy rowerami na najwyższy punkt 1907 m „SEDLO”-realizujemy kolejny cel wyprawy. Teraz zjazd 500 m różnicy wysokości i ponad 30 km zjazdu do miejscowości Zabljak- najwyżej położonej górskiej miejscowości byłej Jugoslawii.
Stamtąd docieramy, zjeżdzając dalej w dół serpentynami, do kanionu rzeki Tara – podbno, jak twierdza Czarnogórcy, może być przyrównywany do kanionu Colarado. Tam zanjduję się piękny most z 1938 roku, składający się z 5-ciu półokrągłych przęsel, gdzie najwyższe osiąga ok.45 m wysokość do dna rzeki. Dalej zaczyna się Golgota, prawie 2 dni jedziemy w górę rzeki Tara, wzdłuż jej niezliczonych zakretów, mając czasem wrażenie, ze szosa prowadzi w dół a w rzeczywistości bez końca pod górę. Po dwóch dniach osiągamy przełęcz w okolicach miasteczka Mojkovac, gdzie rzeka Tar łączy się z rzeką Moraca. Tym razem zjeżdżamy w dół rzeki, jedziemy w dół pięknym malowniczym kanionem ok. 50 km do stolicy –Czarnogorców –Podgoricy (dawny Titograd). Zwiedzamy pod Podgoricą ruiny cesarsko-rzymskiego miasta Dioclea z czasów cesarza Dioklecjana. Ponieważ zbyt mało było nam przygód, więc wyruszamy stąd nad jezioro Skoderskie, graniczące z Albanią. Skoro już niedaleko do Albanii, to i ja trzeba trochę zakosztować. Jedziemy więc do Shkoder – miasta kontrastów i namiastki orientu. Tam nocujemy w ruinach potężnego zamczyska, górującego ponad miastem na wzgórzu o wysokości ok. 200 m. Rozpościera się przed nami wieczorem wspaniała panorama, jednak za dnia okolica jawi się nieco przygnębiająco, zwłaszcza mnniejsze miejscowości, pełne slumsów i wyrzuconych wprost na drogę całych ton odpadów. Drogi w Albani są sławne, znane z tego, że brakuje na nich całymi kilometrami asfaltu, tudzież dziury sa niebotyczne. To nas jednak nie zraża, rekompensatą jest widok okazałego meczetu w centrum Shkodry. Tym niemniej spędzony 1 dzień i 1 noc w Albanii wystarcza i zaspokoja potrzebę poznania tego zakątka na jakiś dluższy czas. Wracamy do Czarnogóry, na granicy Czarnogórcy podejrzewają nas o szmugiel narkotyków z Albani, ale szcześliwie przekonujemy ich, ze nie ma u nas kontrabandy oraz ze żesmy nie nadużyli sobie.
Jedziemy teraz wzdluż „Primorja” nadbrzeżnej części Czarnogory, odwiedzając takie miasta jak Stari Bar, St.Stefan, Budva, Kotor, Herzeg Novi. Piękne średniowieczne miasteczka-twierdze. Tu mieliśmy okazję do kąpieli.
W ten sposób docieramy do granicy chorwackiej, skąd tylko dzieli nas ok. 70 km do Dubrownika. Tam zamykamy pętlę i ostateczny cel eskapady. Za nami 900 km.
Było pięknie, jednak czasami „ verdamt schwer...”, aż w czasie niektórych podjazdów nie miałem siły i ochoty stawać, aby zrobić zdjecie, tylko byl jeden cel - naciskać na pedały, aby posunąć się parę metrów po stromiźmie do góry. Jak już nie mogłem, to prowadziłem rower”.
Pozdrawiam wszystkich ochotników przygód
Wasz VPI - rowerzysta, Piotr Nieckula