Jako ostatnią imprezę organizacyjną VPI w tym kwartale zaplanowano, podobnie jak w roku ubiegłym, ognisko.
I tak oto na zielonym wzniesieniu Kadoltsbergu spotkaliśmy się w upalne sobotnie popołudnie (26 czerwca). Od piętnastej do późnego wieczora napływali kolejni goście serdecznie witani przez niestrudzonego Gospodarza i Jego Bliskich. Przybywali członkowie, przyjaciele i sympatycy VPI, niektórzy z rodzinami. Były nawet pieski.
Czas płynął leniwie i wartko jednocześnie.
Rozleniwieniu sprzyjały leżaczki, ukryte w cieniu drzew ogrodowe ławeczki, swobodnie rozstawione krzesełka i zielony dywan trawy. Trzy skrzydła ogromnego białego namiotu skrywały zastawione stoły. Kusiły rozmaite smakowitości przygotowane przez zapobiegliwą Gospodynię i coraz to przynoszone przez gości: sałatki, przystawki, owoce, pyszne ciasta, lody... Powodzeniem cieszyły się dania z grilla: mięsko, kiełbaski, warzywa, chleb. W dwóch stale uzupełnianych lodówkach każdy mógł znaleźć odpowiedni dla siebie napitek.
Piękna sceneria, wyśmienite jedzenie, dobre trunki to tylko jeden element, taki sarmacki, specyficznej, klimaciarskiej atmosfery tego ogniska. Stworzyły ją przede wszystkim relacje osobiste: rozmowy w cztery oczy, w niewielkich grupkach, w większym gronie – odnawiano stare znajomości, zawierano nowe, wspominano dawne czasy, projektowano przyszłość, dzielono się smutkami i radościami, przytaczano anegdoty, żartowano, spiewano. W ten sposob czas uciekał zbyt szybko.
Bez wątpliwości można powiedzieć, że to sami uczestnicy - 52 osoby - i gościnni Gospodarze – Marysia i Józek Buczakowie - sprawili, że słowo OGNISKO stało się własciwą nazwą dla sobotniego spotkania.
Anna Schubert
Zdjęcia: Józef Buczak