Stowarzyszenie Polskich Inżynierów i Techników w Austrii

Dołącz do nas

Nasze Stowarzyszenie jest otwarte dla nowych Inżynierów i Techników! Zapraszamy

Archiwum

Gusen - Górna Austria , 5 maja 2007 roku

05.05.2007
Słychać głos mężczyzny, austriacki dialekt, sympatyczne brzmienie. „Jako dziecko dowiedziałem się pewnego dnia, że nie wolno mi się więcej kąpać w stawie, w którym dotychczas zawsze się kąpałem. Ponieważ wcześniej wiele Żydów i innych więźniów zostało w tym stawie utopionych. Kilka lat później zabroniono nam bawić się na lodzie – również z tego samego powodu. Ze względu na pietyzm – powiedziano nam. Ja nie wiem, czy to było w porządku, czy to jest dzisiaj ważne. A teraz mówi się, że na ulicach, przy których my mieszkamy, zostało zamordowanych wiele ludzi.” Mężczyzna opowiada o jego miłym dzieciństwie po wojnie i o tym, że on nigdy nie chciał opuścić tego pięknego miejsca, rodzinnego miasteczka.
 
Słychać również głos kobiety, także w lokalnym, górno-austriackim dialekcie. „To jest przecież, po prostu, tylko historia! Tak to było, wiele ludzi poniosło śmierć, tak to przecież jest na wojnie. Czy ludzie, którzy tu teraz mieszkają powinni te tereny opuścić? Tylko dlatego, że tu wszędzie wsiąkła krew? To przecież niemożliwe!”
 
Mała gmina St. Georgen tworzy dzisiaj wraz z Gusen jedno małe miasteczko. Kilka tysięcy mieszkańców, 15 km od Linzu. Christoph Mayer, artysta, 32 lata, rozmawiał z wieloma mieszkańcami St. Georgen i Gusen. Wywiady te nagrał na taśmę. Z tych wywiadów powstała tak zwana „Droga dźwiękowa (słuchowa) Gusen” („Audioweg Gusen”). W zasadzie funkcjonuje to tak jak w muzeum. Słuchawki na uszach, przed poszczególnymi eksponatami krótkie zatrzymanie, głos z taśmy objaśnia ich elementy.
 
Muzeum tworzą autentyczne drogi, uliczki i domy St. Georgen i Gusen. Zwiedzający dowiadują się co takiego wydarzyło się tu w czasach „Trzeciej Rzeszy”, co dzisiaj o tym mówią ofiary, sprawcy, potomkowie oraz w tym szczególnym miejscu osiedleni później.
 
Tutaj znajdował się Obóz Zagłady Gusen – „siostrzany” obóz odległego o kilka kilometrów Obozu Mauthausen. Co najmniej 37.000 tysięcy ludzi zostało tu unicestwionych - zmarło na skutek morderczej pracy w zakładach przemysłowych, w kamieniołomach, w podziemnych, tajnych fabrykach samolotów odrzutowych. (Mieszkańcy nazywali to miejsce - nie bez dumy - „Kryształem Górskim” - „Bergkristal”).
 
Specyficznym dla tego obozu koncentracyjnego jest fakt, że leżał on w centrum miejscowości. Baraki więźniów, kwatery SS, krematorium, marsze więźniów, krzyki torturowanych, wywóz pomordowanych. Wszystko to odbywało się na oczach i w obecności mieszkańców Gusen i St. Georgen. Szczególnie specyficznym faktem jest również to, że po roku 1945 wiele osób i całych rodzin wprowadziło się do tych baraków i domów. Oczywiście opuszczone zabudowania zostały odnowione, założono przydomowe ogródki, ulice zostały świeżo wyasfaltowane.
 
Byłym więźniom odwiedzającym miejsce ich męczeństwa widok ten zapiera oddech. Szczególnie wtedy, gdy stoją przed tak zwanym „Jourhaus”, byłym budynkiem wejściowym obozu. Tu zaczęła się ich gehenna, tu było ich wejście do piekła. Dzisiaj jest to piękna willa, z kwiatami, wspaniałym ogrodem, żeliwną bramą, reprezentacyjnym wjazdem. Dzisiejsi właściciele – przedsiębiorcy z Gusen – nic w tym budynku nie zmienili. Na pytania na ten temat od lat już nie reagują. Kiedyś, przed wielu laty udzielili jednej odpowiedzi: „Nam podoba się ten dom taki, jakim on jest”.
 
Mieszkańcy tej miejscowości żyli przez te wszystkie lata w próbie zapomnienia, wyparcia tego co się u nich wydarzyło. Kilka kilometrów dalej jest Mauthausen, „niech się tym zajmują sąsiedzi”. Tego typu postawa nie zmieniała się nawet wtedy, gdy podczas prac ogrodniczych w przydomowych ogródkach wygrzebywano ludzkie kości.
 
Przechadzka ze słuchawkami rozpoczyna się nieopodal dzisiejszego pomnika ku czci pomordowanych, prowadzi obok wspomnianej willi. W pewnym miejscu drogi stoi znak informacyjny: „teren prywatny, wstęp wzbroniony” – a przecież to tylko dalszy odcinek drogi gminnej.
 
Miły, spokojny głos lektorki, mówiącej pięknym, teatralnym językiem niemieckim prowadzi słuchającego do następnych miejsc – „chodźmy dalej” – tym razem do małego, murowanego domu. Słychać głos mężczyzny, który tutaj teraz mieszka. To był dom publiczny SS. Wiele małych pomieszczeń, jedno łóżko, prysznic, WC. Na prostytucję skazane były więźniarki. Zaraz po wojnie można było ten dom tanio kupić. „My wyburzyliśmy wszystkie ścianki działowe, tak aby uzyskać większe pomieszczenia.”
 
Głosy zmieniają się, czasami opowiadają byli więźniowie słabo po angielsku, lub słabo po niemiecku. Jeden opowiada o tym, jak w baraku dzielił z innym więźniem jedną pryczę i jeden worek. Pewnego dnia ten drugi więzień był zimny. „Wtedy mu ten worek zabrałem, on go już nie potrzebował”. Inny więzień opowiada o okropnych warunkach pracy w kamieniołomach. „Oni nas wcale nie musieli zabijać. My umieraliśmy sami”. Inni pytają się: „czy ci ludzie, którzy tutaj teraz mieszkają naprawdę nie wiedzą, co się tu wcześniej wydarzyło?”
 
Podczas tej półtoragodzinnej drogi spotyka się wiele mieszkańców Gusen i St. Georgen. Wszyscy pozdrawiają - co powiedzieli trudno zrozumieć, bo przecież słuchawki na uszach. Ale w większości można się domyśleć, co ci ludzie mówią: „guten Tag”, „grüß Gott”, albo po prostu austriackie „servus”.
 
Christoph Mayer w swoich badaniach miał współpracownika. Był nim Rudolf A. Hauenschmied, czterdziestoletni inżynier komputerowy. Jego pasją jest historia obozu koncentracyjnego w Gusen. Mimo oporów i sprzeciwu społeczeństwa miejscowego i braku zainteresowania ze strony władz publicznych przeszukał on wszystkie możliwe archiwa i biblioteki, nawiązał kontakt z zagranicznymi stowarzyszeniami byłych więźniów.
 
Haeunschmied znalazł dowody na to, że hitlerowcy jeszcze kilka miesięcy przed końcem wojny pracowali niezmiernie intensywnie nad rozwojem nowej broni. W tym celu potrzebni byli coraz to nowi więźniowie, którzy zmuszani byli w tym celu do nieludzkiej pracy, w tym w podziemiach „Bergskristal”. Himmler wielokrotnie odwiedzał obóz i miejsce produkcji tajemniczej broni.
 
Hauenschmied jest zadowolony, że w międzyczasie przestał być celem ataków osób niezadowolonych z jego aktywności. Wiele się zmieniło. Dzisiaj w Gusen znajduje się pomnik i miejsce pamięci, powstałe z inicjatywy i przy pomocy środków finansowych stowarzyszeń byłych więźniów, głównie z Polski i z Włoch. Jeden z lokalnych polityków, radny do spraw kultury gminy St. Georgen zadbał nawet o to, że w księdze poświęconej 300 rocznicy Gminy znajduje się cały rozdział na temat obozu koncentracyjnego, rozdział napisany właśnie przez Hauenschmieda.
 
Gmina St. Georgen pomogła w sfinansowaniu „Drogi dźwiękowej”. Radny do spraw kultury pytany jest często, jak długo będzie to trwało. Czy ma sens „grzebanie” bez przerwy w przeszłości? On odpowiada, że sensem tej działalności jest pokazanie, jak można było innym odebrać radość życia. „To jest przez ludzi lepiej rozumiane” – twierdzi ten lokalny polityk.
 
Dalej na „Drodze dźwiękowej” przez Gusen. Słychać głos kobiety, opowiada, jak przystojni i mili byli ci młodzi chłopcy z SS. Jako młoda dziewczyna w jednym z nich nawet się zakochała. Mówi o tym, jak wszyscy byli zaskoczeni, kiedy się okazało, co oni zrobili. „Ja tego nie mogę zmienić, to była moja młodość”.
 
Dalej. Przystanek przed jednym z domów wielorodzinnych. Wtedy był to blok numer 27, w nim praktykował dentysta SS. Inna kobieta opowiada, jak w czasie wojny uzyskała pozwolenie, aby ten dentysta wyleczył jej zęby. Pewnego ranka stanęła przed blokiem 27 i zobaczyła więźniów rzucających po nadzorem Kapo wypchane worki o ścianę. Cały czas, podnosząc rzucali od nowa. Z worków tryskała krew, coraz więcej, coraz więcej. Dopiero po chwili zrozumiała, że w tych workach były małe dzieci, które w ten sposób zabijano. Pełna strachu, roztrzęsiona weszła do gabinetu. „Nie bój się i tak dostaniesz znieczulenie” – powiedział dentysta SS na jej widok. Na wzmiankę o tym, co widziała, usłyszała odpowiedź: „Cicho, zaraz zaczynam borować”.
 
Christoph Mayer mógł był zrobić z nagranych wywiadów opowieść pełną niesamowitego horroru. Ale on tego nie chciał. Chciał tylko pokazać wielowarstwowość jednej miejscowości. St. Georgen – Gusen.
 
Wiele głosów słychać podczas tej półtoragodzinnej wędrówki. Również głosy dwóch „sprawców”, jednego SS-Manna i jednego żołnierza „Luftwaffe”. Pierwszy został po wojnie skazany na karę śmierci, wyrok nie został wykonany. Drugi wrócił bez problemów do Niemiec. Pierwszy powtarza wielokrotnie, że nie wie, jak to było możliwe, na rozkaz przełożonego wykonywać wszystkie te okropne czyny, tortury, bicie, mordowanie. Czy czuje się jednak winny? „Nie, nie czuję się winny”. Drugi mówi, że bardzo chętnie był żołnierzem. On jest jeszcze dzisiaj pewien, że „Adolf jego zadanie dobrze wykonał”.
 
Christoph Mayer, autor „Drogi dźwiękowej Gusen” mieszka dzisiaj w Berlinie. W swojej młodości spędzonej w Gusen często pytał się samego siebie, czy to jest możliwe, aby miejsca miały swoją podświadomość. Dziś wie, że tak. W takich miejscach jak Gusen, St. Georgen czy Mauthausen można „wczuć się” w historię.
 
Idąc „Dźwiękową drogą” przez Gusen dotykamy nie tylko podświadomości i historii tego miejsca. Mamy wrażenie, że czujemy jego duszę. Ale tak naprawdę, czujemy oddechy dusz pomordowanych tu ludzi.
 
Prawie bezpośrednio po napadzie na Polskę, już w marcu 1940 roku do Gusen zostali przywiezieni pierwsi polscy więźniowie. Byli to obok Polaków pochodzenia żydowskiego przede wszystkim wszyscy ci, którzy przez hitlerowców zakwalifikowani zostali jako „niebezpieczni”. „Niebezpieczni”, bo należący do elity intelektualnej i kulturalnej (w tym naturalnie tej tak zwanej „żydowskiej”), „niebezpieczni”, bo podejrzani o współpracę z podziemiem.
 
Około 25.000 Polskich więźniów zostało deportowanych do Gusen. 13.000 Polaków zostało w Gusen zamordowanych, wielu innych zostało przekazanych do Mauthausen celem uśmiercenia pracą w kamieniołomach. W dniu wyzwolenia obozu przez Amerykanów w dniu 5 maja 1945 znajdowało się w Gusen 8.300 Polaków.
 
Hasłem przewodnim uroczystości „Gusen 2007” była „Sztuka w obozie Gusen”. Obecni byli ci, którzy przeżyli i żyją do dziś, jak również ci, którzy dzisiaj żyją, lecz – dzięki Bogu - tych okropnych dni nigdy nie musieli byli przeżyć. Obecni byli przedstawiciele organizacji byłych więźniów, głównie z Włoch i Polski, jak również ich potomkowie, krewni i dużo młodzieży, przyjaciele.
 
Obecne były polskie władze dyplomatyczne, obecni byli przedstawiciele wielu polonijnych organizacji austriackich.
 
Obecne było również Stowarzyszenie Polskich Inżynierów i Techników w Austrii.
 
Młodzież ze szkoły w St. Georgen przedstawiła bogaty program muzyczny i taneczny.
 
Austriacki minister spraw wewnętrznych odczytał odpowiednio mu przygotowaną przemowę.
 

Złożono kwiaty pod polskimi pomnikami w St. Georgen i Gusen, jak również na oficjalnym miejscu pamięci przed krematorium w Gusen, w którym to miejscu przed laty przy pomocy Stowarzyszenia Polskich Inżynierów i Techników w Austrii zamontowana została, ufundowana przez byłych więżniów Gusen Jerzego Wandla i Tomasza Dziekana, tablica pamiątkowa.

 
„Ocalić od zapomnienia” – powiedział kiedyś polski poeta. Dziś parafrazując należyałoby wręcz powiedzieć mocno: „obronić od zapomnienia”! Przyszłość młodych pokoleń można zapewnić jedynie bazując na obowiązku pamięci i szacunku dla prawd historycznych, ale również na ich sile. Bez świadomości przeszłości nie ma szansy na perspektywę przyszłości, a bez niej nie ma przecież możliwości pełnowartościowego życia dzisiaj.
 
Obronić od zapomnienia. Stowarzyszenie Polskich Inżynierów i Techników w Austrii jest i będzie świadome tego obowiązku.
 
Do zobaczenia w czasie uroczystości 5 i 6 maja 2008 w Gusen i w Mauthausen. „Droga słuchowa Gusen” na pewno będzie dostępna i w przyszłym roku. Zawsze dostępna jest jednak droga cierpienia, śmierci i wręcz graniczącego z cudem przeżycia tego okropnego męczeństwa.
 
Aby nie zapomnieć, należy pamiętać. Pamięć zaś jest potęgą każdego narodu.
 
 
Wiedeń, 12  maja 2007.
Wojciech Rogalski
Prezydent Stowarzyszenia Polskich Inżynierów i Techników w Austrii
 
Fragmenty oryginalnego tekstu niemieckiego: Stephan Lebert, „Die Zeit”, Nr. 19/2007, przekład Wojciech Rogalski
Korekta lingwistyczna: Grzegorz Piotrowski, członek VPI